środa, sierpnia 19, 2009

Primavera Sound 2009 - dzień pierwszy



Dzień dobry + 19:15 The Bats

Koncert The Bats z Primavery do odsłuchania/pobrania TUTAJ.

Festiwal zaczęliśmy od odnalezienia nowej lokalizacji sceny VICE, która przeniosła się znad samego morza na tyły sceny ATP. Zamiast wieczorynki, od 19 piętnaście minut westchnień i narzekań, że „kuuurdeee, a tak było fajnie w zeszłym roku tam na starym Vajsie, a jak tam The Mary Onettes pasowało, a że Man Man pojechali po całości, a że jesteśmy na zdjęciu w festiwalowym katalogu jak tam stoimy zmęczeni przed Guinchem”. To tak do dziesięć po. Przez kolejne pięć minut dyskusje nad następnym odkryciem. „Ejjj! A my przecież teraz na The Bats przyszliśmy, oni to by tam się wpasowali, nooo nieeee!” No ale nic, z kupionymi w automacie gastro-garmażero-kuponami i z wlewaną w chore gardło pyszną zimną Estrellą przystąpiliśmy do koncertu numer 1 tegorocznej Primavery niezwykle podjarani (btw: propozycja Worda – podjadani, też by mogło być) i złaknieni wakacyjnych dźwięków.

The Bats nas nie zawiedli. Grali pastelowo, ale mięsiście, bardzo letnio-wiosennie, tak jakby słuchać jakiegoś słonecznego pop-rocka z wysłużonego samochodowego radia na gorącej autostradzie. Właśnie – gorącej. To ja poproszę jeszcze jedną Estrellę. I Strepsilsa na zagrychę.

20:30 Marnie Stern



„Marnie, did you get fingered by your boyfriend tonight?” – to pyta ta czarna, zła, tej blond, tej dobr… oj, zaraz zaraz, to nie Esmeralda i mowa barw włosów. Ta blondynka z miną urwisa to też niezłe ziółko. A jak łoją! Świetny, zwarty set uprzyjemnił oswajanie się z nową sceną VICE. Wysokie tony wokalu i gitar świdrowały uszy, ale nie była to zdecydowanie tortura, raczej perwersyjna radość obcowania z całą puszką przyjemnie kłujących dźwięków-szpilek. Zresztą, posłuchajcie sami. Aha! Na perkusji zdobywca honorowego wyróżnienia w tegorocznym konkursie sobowtórów Devendry. Zimna Estrella? Dla tego, który bez podglądania poda tytuł ostatniej płyty Marnie.

Jeżeli nam się uda, niedługo wrzucimy youtube'owy klip.

21:45 Yo La Tengo


foto: Josep M Marti

Wspaniałość. Scena, w której członkowie zespołu ustawili się do zdjęcia dla jednego fana („nie róbcie zdjęć, niech to będzie fotografia tylko dla niego”) w koszulce Yo La Tengo, który kadrował ich sobie w trakcie koncertu, była wręcz filmowo urocza. Nie dziwota, że obecni na festiwalu dziennikarze Pitchforka aż westchnęli z zachwytu w swojej Tweeterowej relacji.

Muzycznie piękny koncert, może tylko zbyt mało intymny, ale tak to już bywa na scenie Estrella Damm (chociaż ubiegłoroczne Animal Collective zmiotło wszystko i o braku intymności nie mogło być mowy). W każdym razie zobaczenie ich na żywo to świetna sprawa. Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Warto było czekać.

23:20 Phoenix



Obok YLT ajlepszy koncert dnia pierwszego i jeden z najlepszych koncertów całego festiwalu. Większość numerów z Wolfganga, ich najlepszej płyty w historii. Naładowana energią, idealna na otwieracz „Lisztomania” na sam początek, a potem już cały czas miażdżąco. Czy to przy kosmicznym, wciągającym jak zagęszczone mleko w tubce „If I Ever Feel Belter” z debiutu, przy perełce ze wspomnianego Mozarta, czyli „Armistice” czy przy singlowym „1906” albo „Consolation Prizes” z płyty nr 2 w moim Phoenix-rankingu, czyli „It’s Never Been Like That”. Żywiołowy, świeży, znakomicie ułożony set (naprawdę kompozycja boska). Radość Rockdeluxowej publiczności, radość zespołu, smutek gardła (darcie się o dziwo nie pomogło), ale co tam – to było koncerciacho.


video: lemonsips

Kolejne klipy prawdopodobnie już niedługo.

00:20 My Bloody Valentine

Yyy… czy na obiekcie jest nagłośnieniowiec? Koncert na Benicassim był świetny, więc już przed festiwalem stwierdziliśmy, że na MBV idziemy dwa razy – pierwszego dnia na scenę Estrella Damm, drugiego do Auditori. Pierwsze podejście okazało się nieudane. Ten zespół trzeba umieć nagłośnić i o ile pod względem dźwięku Primavera stoi na naprawdę wysokim poziomie, tym razem się nie udało. Zaraźliwa melodyjność kawałków z „Isn’t Anything” czy „Loveless” uciekała bokiem do morza, a z głośników wył podwodny hałas. W Auditori będzie równie głośno, ale o wiele lepiej.



Już jutro piątek i sobota - zapraszamy!

Brak komentarzy: